Już starożytni Rzymianie stosowali w sztuce i w retoryce alegorię państwa jako okrętu płynącego przez wzburzone morze. W czasie sztormu ratunkiem dla okrętu jest zatoka i zrzucenie kotwicy, która uratuje okręt przed zatonięciem. Ta piękna alegoria została przejęta przez kulturę chrześcijańską. Znak kotwicy ratującej okręt-państwo stał się symbolem nadziei. Chrześcijanie znają trzy cnoty teologalne: Wiara (fides, symbolem jest krzyż), Nadzieja (spes, symbolem jest kotwica) i Miłość (caritas, symbolem jest serce).
II wojna światowa to nie tylko bitwy. Od początku trwała wojna psychologiczna. Brytyjczycy upowszechniali w roku 1941 znak Victory – Zwyciężymy! Był to jednak czas wielkich niemieckich zwycięstw i Niemcy upokorzyli przeciwnika, „kradnąc” mu znak zwycięstwa! Litera V pojawiła się na lokomotywach Deutsche Reichsbahn, na murach okupowanych miast. Do tego hasło: Deutschland siegt an allen Fronten! Niemcy zwyciężają na wszystkich frontach! Niestety, to była wtedy prawda i Brytyjczycy musieli się wycofać ze swojego znaku. Polski ruch oporu przeciwstawił się niemieckiej propagandzie. Wystarczyło zmienić literę, by zdumieni warszawiacy dowiedzieli się, że Deutschland liegt an allen Fronten…
Niemcy leżą na wszystkich frontach…
Potrzebny był jednak wyrazisty i zrozumiały dla wszystkich rodaków znak polskiego oporu przeciwko zniewoleniu państwa i narodu. Funkcjonował już wtedy znak żółwia, symbolizujący wolną pracę dla okupanta a nawet dywersję, szkodzenie mu, ale taki znak był zbyt pasywny. Potrzeba było znaku, który chwyci za serce.
Biuro Informacji i Propagandy Komendy Głównej Armii Krajowej ogłosiło konspiracyjnie konkurs na znak oporu. Powołano jury, które oceniło 27 propozycji. Wybór był trudny, propozycje różne (m.in. dwa miecze spod Grunwaldu). Sprawę rozstrzygnęła 21-letnia Anna Smoleńska ps. „Hania”, harcerka, drużynowa, sekretarz jury konkursu. „Hania” położyła obok siebie dwie duże litery P i W i w jednej chwili zrozumiała, że nie tylko mogą oznaczać słowa Polska Walcząca, jak było w kilku propozycjach konkursowych, ale też współtworzą znak kotwicy, czyli symbol nadziei, która w roku 1942 była Polakom bardzo potrzebna. A na symbolach „Hania” się znała, ponieważ przed wybuchem wojny zdążyła zaliczyć I rok studiów na historii sztuki! O alegorii okrętu i o symbolu kotwicy słyszała na wykładach.
Pod koniec 1942 „Hania” została aresztowana przez Niemców i wywieziona do KL Auschwitz, gdzie przeżyła zaledwie 3 miesiące. Umierała 19 marca 1943, pamiętajmy więc o „Hani” szczególnie w najbliższą sobotę.
Hania odeszła, lecz jej Znak Polski Walczącej rozpoczął pochód po całej Warszawie, wlewając otuchę w serca. Nie tylko w Warszawie, szybko dotarł także do innych okręgów Armii Krajowej. W Warszawie najwięcej znaków namalował kolega „Hani”, mieszkający przed wojną w tym samym budynku. Dziś na tym budynku profesorów Politechniki Warszawskiej przy Koszykowej 75 jest tablica pamiątkowa „Hani” i tego kolegi, który stał się sławny jako… „Zośka”, czyli Tadeusz Zawadzki, główny bohater „Kamieni na szaniec” – podporucznik AK, komendant Grup Szturmowych Szarych Szeregów. Za malowanie kotwic trzymał dodatkowy, honorowy pseudonim „Kotwicki”! Poległ w akcji bojowej w Sieczychach 20 sierpnia 1943.
Pierwszy Znak namalował jednak nie „Zośka”, lecz Alek Dawidowski, znany nam z tej samej książki druha Aleksandra Kamińskiego. Na rogu ulic Polnej i Mokotowskiej w Warszawie była cukiernia Lardellego, przed nią stały dwa okrągłe cokoły. Alek namalował znaki na obu cokołach. Niestety, podczas budowy Trasy Łazienkowskiej adres róg Polnej i Mokotowskiej przestał istnieć… Cokoły ze znakami przeniesiono na dziedziniec wewnętrzny II LO przy ulicy Myśliwieckiej 6, czyli na teren przedwojennego Gimnazjum i Liceum im. Stefana Batorego, opiewanego w „Kamieniach na szaniec”. Tam działała harcerska „Pomarańczarnia”, czyli 23 Warszawska Drużyna Harcerzy im. Bolesława Chrobrego (dziś Szczep 23 Warszawskich Drużyn Harcerskich i Zuchowych „Pomarańczarnia” im. Krzysztofa Kamila Baczyńskiego). Alek został ciężko ranny w akcji pod Arsenałem, umarł kilka dni po niej – 30 marca 1943. Przeniesienie jego znaków na patio II LO sprawiło, że zostały one ukryte przed warszawiakami, nie widać ich z ulicy. Z drugiej strony należy zaznaczyć, że szkoła pielęgnuje pamięć o bohaterach „Kamieni na szaniec” i innych swych uczniach i nauczycielach, którzy złożyli ofiarę życia dla Polski. Odwiedzają ją wycieczki szkolne z różnych stron kraju, a starsi uczniowie II LO wyspecjalizowali się jako przewodnicy. Zachęcamy szkoły kociewskie do takiej wyprawy, do źródła „Kamieni na szaniec”, lektury szkolnej. Chętnie posłużę Wam za przewodnika.
Brawurową akcję namalowania znaku wykonał Janek Bytnar ps. „Rudy”, także bohater książki druha Kamińskiego. Janek wykonał specjalne „pióro”, które pozwoliło mu namalować znak na wysokości 5 m, na cokole Pomnika Lotnika przy placu Unii Lubelskiej! Dzieło Janka uwiecznił Stefan Bałuk – wojenny fotograf, cichociemny. Po latach odtworzono znak Janka na odbudowanym po wojnie pomniku, teraz znajdującym się na rondzie u zbiegu ulic Żwirki i Wigury, Wawelskiej i Raszyńskiej. Oryginalny pomnik przy placu Unii Niemcy zniszczyli w 1944.
W Archiwum Akt Nowych w Warszawie zachował się rozkaz dowódcy głównego AK gen. Stefana Roweckiego „Grota”, który w marcu 1943 nazwał Znak Polski Walczącej „naszym znakiem firmowym”! Brzmi to bardzo współcześnie i zobowiązująco. Pielęgnujmy ten znak i eksponujmy go, na przykład na zewnętrznej odzieży. Dobrym miejscem jest też plecak, powszechnie dziś używany. Pokazujemy znak przechodniom i dajemy świadectwo wierności jego idei. Pamiętajmy tylko, by czynić to godnie. Miejsce ekspozycji i sam znak muszą być zadbane.
Czy w Warszawie można zobaczyć „z ulicy” oryginalne Znaki Polski Walczącej? Można ich niemal dotknąć, stojąc na chodniku! Można położyć kwiaty, zapalić znicz w ich pobliżu. W roku 2014 remontowano elewację gmachu przy Filtrowej 57. W czasie wojny był tam urząd niemieckiego District Warschau, obecnie jest to gmach Najwyższej Izby Kontroli. W czasie wojny obiekt był strzeżony 24 godziny na dobę. A jednak… W trakcie remontu odpadła cienka warstwa tynku i ukazały się aż trzy oryginalne znaki! Jakim cudem się zachowały? Zostały namalowane czarnym, niezmywalnym lakierem. Nie dało się ich zmyć! By nie niszczyć elewacji, Niemcy kazali położyć dodatkową warstwę tynku. Wytrzymała 72 lata i nagle spadła, by nam przypomnieć, że walka o suwerenny byt Polski to obowiązek każdego pokolenia Polaków, nie tylko tego wojennego…
W sobotę 19 marca i w niedzielę 20 marca warszawiacy złożą kwiaty i zapalą znicze na chodniku przy Filtrowej 57 oraz pod tablicą „Hani” i „Zośki” przy Koszykowej 75. Najwierniejsi wybiorą się na grób „Alka”, „Rudego” i innych młodych bohaterów spod Znaku Polski Walczącej. Chwała bohaterom! Pomyślmy, jak u nas, na Kociewiu, możemy dać świadectwo pamięci o ludziach spod znaku Kotwicy. Wszak był to znak młodych Kociewiaków, którzy ginęli w Powstaniu Warszawskim. Dziś jest to „znak firmowy” każdego Polaka!