W ostatnią niedzielę wysłuchałem ciekawego kazania w starogardzkim kościele. Młody wikary na popołudniowej mszy św. podjął temat wojny ukraińskiej. Postanowił podejść do tematu „po Bożemu”. No bo jakże inaczej w kościele? Uznał, że pokój to jest wartość sama w sobie, poza wszelkimi rozważaniami. Przestajemy strzelać, odkładamy broń, pokój. Jakie to proste! Dlaczego ludzie nie mogą tak zrobić? Aby podkreślić swą bezkompromisowość i obiektywne podejście do sprawy, młody kapłan (bardzo inteligentny, mówiący poprawnym polskim językiem, co nie zawsze jest normą w naszych kościołach) zwrócił wiernym uwagę, że mimo cierpień, jakie Ukraińcy ponoszą, nie należy ich idealizować. – Czy oni rzeczywiście są tak blisko Boga? Wyraził co do tego wątpliwości. A we mnie wszystko się „zagotowało”, choć staram się unikać takich emocji w kościele. Ze słów kapłana wynikało bowiem, że nie są tak blisko Boga jak my! Kocham mój naród, ale nigdy nie ośmieliłbym się wygłosić takiej tezy. Kto jest najbliżej Boga, wie tylko Pan Bóg… Jak nasz młody kapłan doszedł do swoich wniosków o bliskości? Przy pomocy jakich narzędzi to ocenił? Nie powiedział.
Różne te „pokoje”
Moje życie dziecięce i młodzieńcze upływało w czasach zniewolonej przez Związek Sowiecki Polski. Nachalna propaganda komunistyczna wbijała mi do głowy, że „pokój” to najważniejsze słowo świata. Komuniści dokonywali podłych rzeczy zawsze pod sztandarem „pokoju”! Mordowali swoich przeciwników, wywozili na Sybir, upokarzali, zniewalali całe narody zawsze „w obronie pokoju”. W roku 1939 zniknęło z mapy Europy kilka krajów, które były „zagrożeniem dla pokoju” w Europie, „bronionego” wówczas przez Niemcy Hitlera i Sowiety Stalina. W roku 1945 Zachód oddał Stalinowi połowę Europy, by ustanowić wreszcie „pokój” po latach wojny. Protestującego przeciwko takiemu „pokojowi” generała George’a Pattona rozjechała „przypadkiem” amerykańska ciężarówka… W 1956 roku na ulicach Budapesztu umierali od kul sowieckich Węgrzy, których działalność zagrażała „pokojowi”. „Pokój” ratowali Sowieci i ich satelickie państwa także w roku 1968 w Czechosłowacji. Na zmianę rozrzucali ulotki albo strzelali. Na ulotkach było napisane: „Przyszli wam na pomoc wasi bracia” (mam w prywatnym archiwum jedną z takich ulotek). Jak ktoś nie wierzył, że to „bracia”, narażał się na kulę. Dziś azjatycka, putinowska Rosja tłumaczy Ukraińcom, że nie są żadnymi Ukraińcami, tylko po prostu Ruskami, „braćmi” Moskali! Tak kak my wsie! Nie ma języka ukraińskiego, nie ma historii Ukrainy – zwłaszcza w państwie „jaśniepanów polskich”! – jest tylko historia Rosji. A jak ktoś tego nie rozumie, trzeba go „zdenazyfikować” albo zabić.
Pokój, ale…
Wracam do „pokoju”. Czy 28 września 1939 roku nie zawarto pokoju między Niemcami a Polską w Warszawie? Czy tamten „pokój” był też dobrem samym w sobie? No pewnie. Umilkły strzały, zaczęła się okupacja… Można było wstawić wybite szyby w oknach i jakoś żyć. Tylko że jakimś wariatom zachciało się państwa polskiego, jakby bez tego nie można było żyć… Więc utworzyli Polskie Państwo Podziemne, narażając nas na zemstę i represje obydwu okupantów.
Tak jak są wojny sprawiedliwe i niesprawiedliwe, tak też pokój może być sprawiedliwy albo może być wynikiem najpodlejszych kalkulacji, które są obrazą dla pojęcia pokoju. Kiedy wzywamy do pokoju dziś na Ukrainie, zawsze pytajmy, jaki on ma być.
Mam poważne wątpliwości, co do modlitwy o pokój w takich okolicznościach. A może to herezja? Panie Boże, wybacz. Chciałbym, żebyśmy się w Twoich świątyniach modlili najpierw o zwycięstwo dobrej sprawy (niepodległy byt sąsiedniego państwa), a dopiero potem o pokój, który wyniknie z tego zwycięstwa. W XIX wieku, w czasach zaborów, Polacy modlili się i walczyli „za święta Sprawę”? Co to znaczyło? Bóg dał człowiekowi wolność osobistą i prawo wyboru drogi życia. Ale Bóg dał także narodom wolność życia we wspólnocie, z poszanowaniem języka, wiary i obyczajów przodków. Jeśli jakiś naród utracił ten dar Boży, musi zrobić wszystko, by go odzyskać. Ukraińcy nie chcą tego daru utracić, bo zbyt wiele kosztowała ich niepodległość. Jej brak odbił się też rykoszetem, niezwykle boleśnie, na nas.
Pokój to ciężka praca…
Najpiękniejsze refleksje, objaśniające sens słowa „pokój”, wypowiedział 83 lata temu minister rządu Rzeczypospolitej Polskiej. Powinny być teraz nieustannie przypominane: Pokój jest na pewno celem ciężkiej i wytężonej pracy […]. Po to, aby to słowo miało realną wartość, potrzebne są dwa warunki: pokojowe zamiary i pokojowe metody postępowania […]. Pokój jest rzeczą cenną i pożądaną. Nasza generacja, skrwawiona w wojnach, na pewno na pokój zasługuje. Ale pokój, jak prawie wszystkie sprawy tego świata, ma swoją cenę: wysoką, ale wymierną. My w Polsce nie znamy pojęcia pokoju za wszelką cenę!
„Polski interes”. Co to jest?
Czytam ostatnio często, że zbyt entuzjastycznie podchodzimy do pomocy Ukrainie, nie bacząc na „polski interes”. Namnożyło się „specjalistów” od „polskiego interesu”. Ich rozumowanie jest następujące: Niemcy chcą ruskiego gazu i ruskiej ropy, bo bronią w ten sposób interesu narodowego. Francuzi chcą handlować z Rosją, bo to jest ich interes narodowy, przynosi im zyski nie do pogardzenia. Trzeba to zrozumieć. Trzeba zrozumieć ich niechęć do sankcji na Rosję. Tylko my nie patrzymy na nasze interesy. Jak zwykle, głupi Polacy, zamiast interesem, kierują się jakimiś moralnymi kryteriami, a jak wiadomo, w polityce nie ma moralności…
Gdybym był rosyjskim albo niemieckim agentem wpływu w Polsce, to pewnie tak bym też mówił. Odwoływałbym się do „polskiego interesu narodowego”, który nakazuje rzekomo siedzieć cicho i słuchać silniejszych i mądrzejszych. Jak będziemy słuchać, to dostaniemy euro na „odbudowę”.
Polski interes narodowy i niemiecki interes narodowy to dwa różne interesy. Niemiecki interes czeka na upadek Ukrainy, żeby wrócić do współpracy z Rosją, bo Rosja to „szczudła Niemiec”. Bez tych szczudeł Niemcy nie mogą aspirować do grona supermocarstw. Dla Polski niemiecko-rosyjskie interesy i niemieckie „szczudła” to koniec suwerenności. W głęboko rozumianym polskim interesie jest to, by spełnił się scenariusz nakreślony przez prezydenta Stanów Zjednoczonych podczas pamiętnego przemówienia w Warszawie: wojna długa i bolesna, ale na koniec sprawiedliwy pokój i Rosja na tyle osłabiona, by już więcej nie „denazyfikowała” swoich sąsiadów. By nie była dla nikogo na Zachodzie „szczudłami” – kosztem Polski, Ukrainy i innych państw mających to nieszczęście, że leżą między Niemcami a Rosją.
Ukraińcy w naszym powiecie
Sytuacja jest stabilna. Z najnowszego raportu naszego Starostwa wynika, że na naszym terenie mamy prawie dwa i pół tysiąca ukraińskich uchodźców. Zaznacza się tendencja malejąca, ale dotyczy ona osób w ośrodkach. Nie dotyczy tych, którzy znaleźli schronienie w prywatnych domach. To świadczy o tym, że potrafimy się dobrze dogadywać i – wbrew różnym wróżbitom – rozumiemy, że to nie jest na dziś i jutro, ale potrwa dłużej. Brawo Starogard! Brawo powiat starogardzki! Jeśli kiedyś powstanie polsko – ukraińska unia (z poszanowaniem wzajemnej suwerenności, w obronie wspólnych interesów), na co wskazują wystąpienia prezydentów Polski i Ukrainy, to będziemy mogli powiedzieć, że są w tej budowli solidne kociewskie cegły. Pokój jest rzeczą cenna i pożądaną, ale najpierw trzeba pomóc Ukrainie, by zwyciężała. Dla siebie i dla nas.