Urodziła się 18 września 1942 roku z ojca Mariana Łąckiego i matki Leonardy z Gołuńskich. Dziadek Urszuli - Łucjan Łącki, posiadał w Zblewie warsztat szewski i sklep obuwniczy. Ojciec Uli – Marian, poszedł w ślady swego ojca i zajmował się szewstwem. Na tym rodowa profesja się zakończyła, bowiem brat Urszuli – Edmund, kończy studia inżynierskie na Politechnice Gdańskiej, a Urszula Państwowe Liceum Pedagogiczne w Tczewie.
Ta doskonała szkoła solidnie przygotowywała przyszłych pedagogów. Kto ją ukończył nie miał problemu z zatrudnieniem w szkole. Wiele osób ze Zblewa ukończyło tą zacną szkołę, jak; Trudzia Stachowiak, Teresa Zube, Gizela Rucińska, Gerard Sulewski, Urszula Myszka, oraz wiele innych mieszkanek i mieszkańców Pomorza – szwagierka i bratowa Urszuli w jednej osobie – Felicja Łącka z Lachuttów także. Urszula otrzymuje pracę w Szkole Podstawowej w Osiecznej. To był wrzesień 1962 roku. Na drodze życiowej Urszuli stanął Eugeniusz Lachutta, nauczyciel zawodu w szkole budowlanej w Starogardzie, i dalej postanowili już razem iść przez życie. Ślub odbył się 30 czerwca 1964 roku. Owocem ich miłości jest dwóch synów – Krzysztof i Leszek. Krzysztof żeni się z Krystyną Tilsen i darzą Urszulę i Eugeniusza wnuczką Natalią.
Małżeństwo Leszka z Beatą Misiek powołuje do życia następne dwie wnuczki – Magdalenę i Kamilę. Po trzydziestu latach pracy w nauczycielskim zawodzie, 31 sierpnia 1992 Urszula przechodzi na emeryturę. Mieszkają w rodzinnym domu Eugeniusza, dzieląc swój czas dla dzieci i wnuczek. Cóż więcej trzeba dla kochającej się rodziny? Tylko zdrowia i szczęścia. Tego jednak zabrakło mężowi Urszuli, który umiera nagle nad ranem 30 czerwca 1997 roku. Miał zaledwie 58 lat. Śmierć nagła, to grom z jasnego nieba dla bliskich i pytanie – dlaczego?
Jesienią ubiegłego roku spotykamy się w miłym gronie u brata Urszuli w Gdyni. Jest i Ula, z którą nie widziałem się około 47 lat. Któż mógł przewidzieć, że kilka godzin spędzonych w towarzystwie Urszuli, będzie naszym ostatnim spotkaniem. Dowiaduję się wkrótce, że Ula choruje, jest w szpitalu. Później pojawiła się nadzieja na powrót do zdrowia. Krótko przed śmiercią, w sobotę 19 kwietnia, dzwoni do mnie Dziuszek z wiadomością, że z Urszulą jest bardzo źle. Jadę do Mosiny na tydzień – powiada – ale pewnie przyjadę wcześniej. W poniedziałek 21 kwietnia zawiadamia mnie, że tego dnia około 3.00 nad ranem Ula zmarła, pogrzeb w czwartek. Modliłem się z żoną o Jej zdrowie – Pan Bóg chciał inaczej. W czwartek mam mieć zajęcia z dziećmi w muzeum. Przekładam na inny termin – na pogrzeb muszę pojechać.
Pojechałem sam – moja Danka czuła się nienajlepiej. Pogoda śliczna, słoneczko, ciepło, dookoła wiosna i świeża zieleń. Jadę i myślę kiedy ostatni raz byłem w Osiecznej? Przypomniałem sobie, że było to kwietniu 1981 roku, gdy odwiedziłem w Małym Krównie miejscowego rzeźbiarza pana Teodora Kałuskiego i Landowskiego z Biłyczka. Pamiętam, że powiedziałem wtedy do towarzyszącej mi Krystyny Szałaśnej, że tu w Osiecznie pracuje moja koleżanka ze Zblewa – Urszula. Dziś to już inna Osieczna. Lepsze drogi, zadbane obejścia, czyściej. Zajeżdżam przed kościół i kieruje swe kroki do kaplicy cmentarnej. Zaczyna się właśnie różaniec za duszę Urszuli. Stanąłem w pewnym oddaleniu, pogrążając się w zadumie nad przemijaniem, łącząc się jednocześnie w modlitwie. Wzrokiem szukam znajomych. Jest Felcia i Dziuszek. Nie ma jeszcze państwa Sulewskich z Gdyni. W dali, majaczy kopczyk piasku, znak, że tam jest miejsce na wieczny spoczynek dla Urszuli. Idę i robię zdjęcie pustej mogiły, gdzie tuż obok, leży mąż zmarłej. Wracam pod kaplicę, przed którą gromadzi się coraz więcej ludzi. Jest poczet sztandarowy szkoły, w której uczyła Urszula. Postanowiłem, że nie będę oglądał Uli w trumnie. Zapamiętam ją młodą i uśmiechnięta jak dawniej. Jednak coś mnie uparcie ciągnęło do środka. Wchodzę do kaplicy i widzę z lekka uśmiechniętą, milutką twarz Urszuli. Słyszę głosy - jak ładnie wygląda. Po wyniszczającej chorobie spodziewałem się zastać zmienione cierpieniem zwłoki.
Pytam się Dziuszka, czy mogę zrobić zdjęcie. Jest pełna aprobata. Ja pstrykam, a Dziuszek powiada pamiętasz - na spotkaniu Ula mówiła, że na wiosnę spotkamy się w Osiecznej. To prawda , zapraszała nas do siebie w odwiedziny. No i przyjechaliśmy. Podchodzę do trumny, żegnając się z Urszulą kładę na jej ręce moją dłoń i mówię śpij w Pokoju. Byłem jakoś dziwnie spokojny. Tak naprawdę, to chyba jeszcze do mnie nie dotarło, że Ula nie żyje. Z drugiej strony, w starszym wieku człowiek ma pełną świadomość nieuchronności śmierci i łatwiej znosi ten fakt. Staję w pewnej odległości, by móc spokojnie fotografować kondukt. Miejscowy ksiądz proboszcz przewodzi ceremonii pogrzebowej, modląc się przy trumnie. Rusza kondukt do kościoła. Urszula – masz dużo gości, byłaś zapewne szanowana i lubiana w swojej wsi, kieruje swe myśli do zmarłej. Trumna staje przed ołtarzem, ksiądz proboszcz słucha spowiedzi, a ja idę popatrzeć na otoczenie kościoła w towarzystwie Gerarda Sulewskiego, który z żonką Barbarą przejechał pożegnać Urszulę. Po prawej stronie kościoła stoi kapliczka ze świętym Franciszkiem. Natychmiast rozpoznaje drewniane ptaki pana Landowskiego. Czyżby figura też była jego dłuta? W pobliżu kościoła jest też kapliczka ze świętym Florianem, patronem strażaków, których remiza sąsiaduje z kościołem. Floriana też rzeźbił Landowski? Na odgłos organów wchodzimy do kościoła, rozpoczyna się msza święta, po której odprowadzamy ciało Urszuli na cmentarz. Przy grobie najbliższa rodzina – wnuczki, synowe i synowie, brat i bratowa. Po ceremonii grzebalnej głos zabiera pan Edmund Ryngwelski, zastępca dyrektora szkoły, charakteryzując postać zmarłej na tle je pracy i zamieszkania. Zapamiętałem ostatnie zdanie; Urszulo – ziemia osieczańska Cię przyjęła jak swoją, w osieczańskiej ziemi oczekiwać będziesz swego zmartwychwstania. Śpij w Pokoju. Posypały się na trumnę grudki ziemi, jak w starej pogrzebowej pieśni; Trochę na grób Twój porzuconej gliny, od Twych przyjaciół, sąsiadów, rodziny.
Gdańsk kwiecień 2008
Napisz komentarz
Komentarze