Miałem siać na jesień pszenżyto, ale nie ma nawet o czym myśleć – skarży się mieszkaniec. - Wszystko stoi w wodzie, zamiast ziemi nam bagno. Z sianiem muszę poczekać do wiosny. Kto mi za to zapłaci?
Trzy duże awarie
Prace są skomplikowane, ciągną się od wiosny. Naczelnik wydziału gospodarki komunalnej i inwestycji Urzędu Gminy, twierdzi, że częste awarie to wynik źle zainwentaryzowanej sieci wodociągowej. Co jakiś czas pracownicy przebijają niespodziewaną rurę.
- Do tej pory odnotowaliśmy 3 duże awarie wodociągowe, jednak nie są one wynikiem błędu wykonawcy – mówi Maria Michel. - Koparki trafiają na rury, których w tym miejscu nie powinno być.
Po jednych z takich awarii Gminny Zakład Usług Komunalnych Jabłowo w porozumieniu Sanepidem wydał komunikat z wyraźnym ostrzeżeniem, że woda do spożycia może być zanieczyszczona bakteriologicznie i nie należy jej pobierać ani używać. Wykryto bakterie grupy coli, woda została poddana chlorowaniu. Zdaniem naczelnik Michel winni zatrucia są sami mieszkańcy.
Rzeczywiście przerwano rurociąg melioracyjny, problem jednak w tym, że niektórzy mieszkańcy przyłączyli do sieci melioracyjnej swoją kanalizację. Stąd zatrucie wody i nasza interwencja – mówi Maria Michel. - Do wykopu zwyczajnie zaczęły się wlewać ścieki.
Tylko czekać kolejne tragedii
Mieszkańcy Dąbrówki nastawiali się na spore utrudnienia, ale twierdzą, że problemy z inwestycją przerosły ich wyobrażenie.
- Często brakuje wody, bywa, że po kilkanaście godzin nie ma ani kropli w kranie – mówi Roman Czarnecki. - Urząd Gminy się niczym nie martwi. Wody nikt nam nie przywozi, bo podobno nie mają beczkowozu. Musimy chodzić do sklepu. Jak już coś leci z kranu to dosłownie gnojówka. A innym razem ciśnienie garnki tłucze.
Po majowej tragedii, gdy dwóch mężczyzn zostało zasypanych w wykopie inwestycja miała przebiegać wyjątkowo sprawnie i bezpiecznie – tak obiecywali urzędnicy i wykonawca. Jak jest w rzeczywistości? Miejscowi budowlańcami nie są, mimo to twierdzą, że niedociągnięcia widać gołym okiem.
- Tylko czekać kolejnej tragedii – mówi Roman Czarnecki. – Zasady bezpieczeństwa nie są przestrzegane. Widziałem jak mężczyzna siedział na 2,5 metra w wykopie. Pozostali chodzili tuż przy krawędzi. Nic ich nie nauczyło to co się stało kilka miesięcy temu.
Z naszych informacji wynika, że na budowie mają pojawić się przedstawiciele Powiatowego Inspektoratu Nadzory Budowlanego. Kiedy? Nie wiadomo.
Zasady bezpieczeństwa BHP mówią wyraźnie o zabezpieczeniu zarówno takiego wykopu, jak i samego pracownika – mówi powiatowy inspektor nadzoru budowlanego Piotr Cychnerski.
Jeszcze więcej problemów
Zgłaszanych problemów jest znacznie więcej. Tylko w ubiegłym tygodniu doszło dwóch bardzo nietypowych sytuacji świadczących o braku dobrej organizacji pracy.
- W trakcie robót rozkopano wszerz drogę na Bobowo – mówi jeden z mieszkańców. – Przejazd samochodem nie był możliwy, jednak nikt nie pomyślał o jakimś znaku, informacji dla kierowców. Samochody zawracały, niektórzy nieświadomie przejeżdżali przez posesje sąsiadów, bo nie wiedzieli jak znaleźć drogę. To jakieś nieporozumienie.
Niedawno wywrotka zakopała się na grząskim polu, po tym jak wjechała wysypać ziemię.
- Po co tam wjeżdżali, tego nikt nie wie – mówi Roman Czarnecki. – Zamiast pracować przy kanalizacji wszyscy wyciągali wywrotkę. Wygląda to tak, jakby wykonawca pozbierał chłopaków z przystanków i wrzucił na głęboką wodę. To nie są żadni fachowcy, nie znają się, bo nie mają doświadczenia. Mieli już założoną rurę z wodą, mogli zasypać łopatami, ale wzięli koparkę i rzucili łyżkę ziemi. Rura pękła i znowu nie mieliśmy wody.
(...)
Więcej w Gazecie Kociewskiej,
która ukazuje się wraz z Dziennikiem Pomorza
na terenie powiatu starogardzkiego.
która ukazuje się wraz z Dziennikiem Pomorza
na terenie powiatu starogardzkiego.
Napisz komentarz
Komentarze