Sprawa Wiesławy S. jest o tyle nieprzyjemna, że kobieta o długach dowiedziała się od swojego pracodawcy.
- To było upokarzające, nie myślałam, że coś takiego może mnie kiedykolwiek spotkać – mówi starogardzianka.
Na adres pracodawcy dotarło pismo Komornika Sądowego przy Sądzie Rejonowym w Wołominie o zajęciu wynagrodzenia za pracę oraz wierzytelności zasiłku chorobowego. Łącznie kobieta musi zwrócić ponad 600 zł.
Błędna umowa trafiła do ubezpieczyciela
W pierwszej połowie maja 2007 r. starogardzianka sprzedała mieszkańcowi Tczewa golfa „dwójkę”.
- W tym samym roku otrzymałam od policji pismo, żeby stawić się na komisariacie, ponieważ mężczyzna, który kupił auto spowodował wypadek – przypomina Wiesława S. - Policjanci poradzili mi, żebym wyrejestrowała samochód, bo jak stwierdzili mało jest dzisiaj uczciwych ludzi.
Kobieta wyrejestrowała auto, w międzyczasie zmieniła adres zamieszkania. Oprócz wyrejestrowania w wydziale komunikacji Starostwa Powiatowego, zgłosiła fakt sprzedaży do ubezpieczyciela.
- Poszłam do pośrednika, ubezpieczenie zostało wycofane dokładnie 22 maja 2007 r. – mówi starogardzianka.
Zgodnie z procedurą pracownik firmy pośredniczącej wysłał faksem potwierdzenie do rzeczywistego ubezpieczyciela. Jednak dalej zaczęły się nieprzewidziane problemy. Nowy nabywca nie zapłacił drugiej raty OC, a ubezpieczyciel zaczął szukać osoby, od której mógłby ściągnąć pieniądze.
- Po pierwsze pani S. błędnie sporządziła umowę kupna – sprzedaży. To nie jest nasz problem – powiedziano nam w starogardzkiej siedzibie pośrednika. – Do tego nie poinformowała firmy ubezpieczeniowej o zmianie adresu zamieszkania. Zgodnie z ustawą jest zobowiązana zapłacić drugą ratę ubezpieczenia za samochód. Zanim ubezpieczyciel sprzedał dług informował ją o zaległościach.
Wątpliwości natury moralnej
Na czym polegał błąd umowy kupna – sprzedaży? Obaj właściciele auta nie napisali na niej swoich adresów zamieszkania. Gdy pieniądze za drugą ratę ubezpieczenia nie spłynęły, firma zaczęła przesyłać pisma ponaglające do poprzedniego właściciela, ale na stary adres. Wiesława S. zadaje zasadnicze pytania.
Po pierwsze dlaczego pośrednik nie poinformował kobiety o źle skonstruowanej umowie tuż przed wysłaniem do ubezpieczyciela? Jego odpowiedź brzmi: nie mam takiego obowiązku. Po drugie dlaczego pośrednik nie przekazał ubezpieczycielowi numeru telefonu do kobiety, gdy ten bezskutecznie wysyłał ponaglenia na zły adres? Odpowiedź: nie ma takiego obowiązku. Pozostają wątpliwość natury moralnej, które w tym wypadku nasuwają się same.
Sprawa trafiła do sądu, a ten zaocznie, bez kontaktu z Wiesławą S. wydał postanowienie o nakazie zapłaty. W końcu komornik zaczął szukać Wiesławy S. w Urzędzie Skarbowym. Kiedy okazało się, gdzie pracuje wysłano pismo o zajęciu wynagrodzenia na poczet długu.
Wezwano mnie na tzw. dywanik z pytaniem: co to jest. Bulwersujący jest sam fakt, że mieszkam na ul. Sienkiewicza, a pisma przychodzą do miejsca pracy. Przecież to jest poniżanie, narażenie mojej prywatności.
Starogardzianka zostaje z długiem 600 zł. Musi zapłacić za własny błąd, ale w tym wypadku także za wątpliwą postawę pośrednika, który choć mógł nie zapobiegł problemom swojego klienta. Co gorsza w biurze firmy poinformowano nas, że podobnych przypadków jest więcej.
Więcej w Gazecie Kociewskiej,
która ukazuje się wraz z Dziennikiem Pomorza
na terenie powiatu starogardzkiego.
która ukazuje się wraz z Dziennikiem Pomorza
na terenie powiatu starogardzkiego.
Napisz komentarz
Komentarze