- Ważna jest promocja artystów regionalnych – podkreślił otwierając wernisaż dyr. MZK Andrzej Błażyński. - Jeżeli sztuka potrafi uzdrawiać, to tak stało się w przypadku pani Wandy.
Uzdrowiona sztuką
- W tym, z pozoru naiwnym malarstwie, coś jest – chwalił artysta plastyk, Dominik Rebelka.
- Zobaczyłam kiedyś obrazy Ryszarda Rebelki i pomyślałam, że też bym tak mogła. Niektórzy mnie do tego malowania bardzo mobilizowali – mówiła Paszkowska.
Wanda Paszkowska urodziła się w Słubicach. Jej rodzice osiem razy się przeprowadzali. Do szkoły podstawowej chodziła w Rajkowach. Tam Urszula Giełdon wystawiała, w gablocie, jej rysunki.
- Mówiła, że mam talent – wspomina Wanda Paszkowska. - Uczyłam się dobrze, ale urodziłam się w trzynastoosobowej, rolniczej rodzinie a rodzice nie mogli mnie kształcić. Po szkole rolniczej pracowałam na gospodarstwie. Rodzice byli po sześćdziesiątce, w domu było jeszcze kilku braci, gdy podrośli, wyszłam za mąż i zamieszkałam w Tczewie.
Stamtąd przyjechała z mężem do Żabna.
- Osiedliliśmy się na 30 - hektarowym gospodarstwie. Pracowałam w polu. Urodziłam dwie córki i dwóch synów. Kiedy najmłodsza córka, Ania, miała dziesięć lat poważnie zachorowałam.
To był nowotwór piersi. Lekarze rozkładali ręce, nie dawali szans, operować nie chcieli, bo było już za późno.
- Pół roku ,,chemii'', spędziłam osiem miesięcy w łóżku, ale wciąż żyłam. Gdy już straciłam nadzieję, pożegnałam się z sąsiadami i rodziną...
I stał się cud
- Szóstego marca 1993 roku przyszła do mnie Matka Boża. Wzięła mnie do raju, pokazała jego piękno i powiedziała: ,,Co? Boisz się cierpieć? Boisz się umierać? Nie będziesz cierpiała, jeszcze pożyjesz, wracaj na ziemię''. Nie chciałam, bo w raju czułam się niebiańsko cudownie, pozbyłam się uciążliwego bólu. Lekarze zdziwieni mówili ,,to cud''. Wracałam do sił, po tym jak ,,chemia'' spustoszyła mój organizm.
Mąż, ciężko pracowal w gospodarstwie, troszczył się o żonę i dzieci.
- Sylwia i Zbyszek ,,wyfrunęli'' z domu. Został 18 - letni Marek i 10 - letnia Ania. Byliśmy szczęśliwi, Bóg nam błogosławił. I to wszystko runęło 4 maja 1997 r. Mąż umarł na zawał. Załamałam się, czułam, że Pan Bóg zrobił wymianę, mąż, zdrowy, umarł, a ja chora, osłabiona, żyję. Gdy syn się ożenił, przejął gospodarstwo a ja znalazłam się w Starogardzie, gdzie wraz z mężem postawiliśmy dom. Zamieszkaliśmy z zamężną córką Sylwią, i Anią, która studiowała.
Miejska nuda
W mieście zaczęła się nudzić. Nie znalazła stałej pracy, bo osłabiony ,,chemią'' organizm ciągle dotykały choroby. Córka Sylwia podsunęła pomysł.
- Niech mama maluje – zaproponowała.
- Ja mam malować?
- Tak mamo, ładnie rysujesz. Kup podobrazia, farby i spróbuj.
Pani Paszkowska pojechała do znajomej malarki Zosi, do Tczewa. Tam powstał pierwszy obraz - bukiet kwiatów. Potem obie pojechały na plener do Bartla.
- Z pomocą Zosi powstał widok Karaśnika (lokalna nazwa rozlewiska - red.).
Wpadła w ,,nałóg'' malowania. Nie mogła się nacieszyć, wciąż powstawały nowe obrazy. Hamulcem była skromna renta rolnicza i wydatki na studia córki.
- Ania skończyła studia, pracuje na Uniwersytecie, wkrótce wychodzi za mąż. A ja? Póki Pan Bóg da zdrowie, będę malowała. W domu już się robi ciasno, wszędzie obrazy...
Błogi świat z cudem w tle
W Muzeum Ziemi Kociewskiej, w piątek odbył się wernisaż wystawy obrazów Wandy Paszkowskiej. Publiczność dopisała. Nie zabrakło wzruszeń i domowych wypieków.
- 26.07.2013 14:05 (aktualizacja 17.08.2023 09:39)
Napisz komentarz
Komentarze