- Nawiązując do ostatniego wywiadu pani minister Muchy, kiedy to stwierdziła, że chciałaby, aby zwracano się do niej „Pani ministro” czy Pani chciałaby, aby zwracano się do Pani: „Pani prezes”, „Pani prezesko”, czy może bardzo feministycznie: „Pani prezeso”?
- Mam nieco inny stosunek do uwrażliwienia się na feminizm, nigdy specjalnie się tym nie przejmowałam ani nie przejmuję. Nawet słowo „prezes” bardziej kojarzy mi się z wielką firmą o zasięgu ogólnoświatowym. Ważniejsze jest dla mnie, jak ludzie działają, co sobą reprezentują, jak pracują. A to, czy mi ktoś będzie mówił, „pani prezes” czy „pani prezesko” jest nieistotne.
- Jak Pani ocenia sytuację kobiet na Kociewiu? Co zrobić, by tutaj kobietom żyło się lepiej?
- Trudno mi się obecnie wypowiadać na temat sytuacji kobiet. Parę lat temu zapoznałam się z raportem w zakresie gospodarowania zasobami ludzkimi na Kociewiu. Myślę, że bardzo ważne jest, jak do tego problemu podchodzą urzędnicy. Niestety, dzieje się tak, że pieniądze z Urzędu Pracy, które powinny iść na rozwój kadry są zaprzepaszczane. One są wydawane, a nic za nimi nie idzie. Programy, programami a życie swoje. Jeżeli już wydajemy pieniądze na przekwalifikowanie jakiejś osoby, to powinniśmy również monitorować, czy ta osoba dostała zatrudnienie. A nie kolejny raz wysyłać ją na kurs przekwalifikowania. Miałam taką sytuację w Urzędzie Pracy. Chciałam zatrudnić inwalidę, nie żeby korzystać ze środków, ale dlatego, ze nasza firma jest przystosowana do osób niepełnosprawnych, np. poruszających się na wózku. Niestety, pani w urzędzie pracy miała takie podejście, że zraziła mnie do tego, by w ogóle podjąć takie działanie. Urząd pracy ma bardzo duży wpływ na to, jak się gospodaruje środkami, komu się je przyznaje. Ja mam bardzo niepopularne poglądy na temat prawa pracy, kodeksu pracy. Uważam, że gdyby kodeks pracy był lepiej skonstruowany, wówczas kobiety byłyby lepiej postrzegane. Gdyby państwo bardziej działało na rzecz kobiet, to one świetnie by sobie poradziły, tzw. stworzyło mechanizmy łatwego powrotu na rynek pracy, otwierało przedszkola i żłobki. Ja również byłam matką samotnie wychowującą dziecko, prowadziłam firmę i pracowałam dodatkowo, gdy mój syn poszedł do szkoły – uczyłam prawie charytatywnie języka angielskiego, po to by on i inne dzieci mogli się tego języka uczyć. Niestety w życiu jest tak, że musimy się starać, nie możemy tylko czekać, ze inni ludzie za nas wszystko zrobią. Ja po to by mój syn miał angielski, uczyłam w szkole. Dwa lata dwie klasy w starogardzkiej szkole nr 3. Trzeba coś robić, nie czekać z założonymi rękami. Jednak oczywiście musi być większa świadomość w organizacjach państwowych. Nie może być tak, ze środki przeznaczone na rozwój lub przekwalifikowanie są przeznaczane na staże w państwowych urzędach. Te pieniądze powinny iść do ludzi, do przedsiębiorców, czyli osób, które tworzą miejsca pracy a nie takich, które tylko obniżają sobie koszty. To jest jakaś fikcja. Powinno być tak, że Urząd Pracy powinien znaleźć pracodawcę, który chciałby taką osobę przyjąć i zadbać o to, by ta osoba odbyła u niego staż a nie w urzędzie pracy czy miasta za biurkiem przekładając papierki. Chyba, że ten urząd ma zamiar te osobę zatrudnić.
- Myśli pani, że głos kobiet jest w ogóle słyszalny? Czy politycy maja świadomość, tego o czym pani mówi, w kwestii kodeksu pracy, kobiet?
- Nasi posłowie i senatorowie nic nie robią w tej kwestii, ponieważ jest to temat niepopularny. Zmiany w kodeksie pracy, które działałyby na rzecz kobiet, to trudny, wieloletni proces. Ale na pewno by pomógł. Popatrzmy na kraje, w których poprawia się sytuacja zatrudnienia kobiet. Niestety ciągle wg ogólnoświatowych statystyk jest taka sytuacja, nie tylko w Polsce, że kobiety mniej zarabiają, z czym ja się nie zgadzam. Z drugiej strony jednak jest nasza własna inicjatywa. Nie można mówić, że jest źle, jak się nic nie robi. Ludzie boją się wielu rzeczy, podejmowania ryzyka. Kobiety mogą poprawić swoją sytuację, jednak przede wszystkim muszą liczyć same na siebie.
- Czy łatwo zostać bizneswoman na Kociewiu. Patrząc choćby na listę członków Starogardzkiego Klubu Biznesu, to pań jest niewiele.
- Pań jest niewiele. To wynika moim zdaniem ze specyfiki tego regionu. Ja nie jestem Kociewianką z urodzenia, pochodzę z Dolnego Śląska z Jeleniej Góry. Studia kończyłam w Poznaniu a ostatecznie życie rzuciło mnie tutaj. Mogę powiedzieć, że niewiele kobiet w biznesie na tym terenie wynika z faktu, że ten region był przemysłową stolica północy. Tutaj był ciężki przemysł, dużo zawodów związanych np. z przemysłem stoczniowym. Te zawody zdominowały później przedsiębiorczość. Uważam, to za przyczynę. Myślę, że kobiety mają naprawdę duże możliwości, tylko muszą chcieć. Jest jeszcze kwestia poziomu kształcenia. Niestety poziom kształcenia jest w Polsce coraz niższy, co również osłabia pozycję kobiet.
- Czy podstawowym czynnikiem jest zatem odwaga?
- Odwaga i wiedza. Organizujemy bezpłatne dyżury w klubie biznesu dla osób, które chcą się poradzić w sprawie założenia własnego biznesu. Niestety takich osób jest niewiele. Więcej jest tych, które potrzebują porady prawnej czy też chcą naskarżyć na pracodawcę. Polska jest krajem, w którym jest jeszcze wiele niszy, które można zagospodarować. Na pewno są duże szanse. Inicjatywa własna, pracowitość to również podstawa. Kobiety mają wiele możliwości, mogą dużo zrobić. Jest wiele zawodów, w których płeć jest naprawdę nieistotna. Liczy się osobowość człowieka. Trzeba się starać i być bardzo pracowitym. Chcę zwrócić uwagę na to, że panie mają większą szansę na pracę, jeśli będą się cały czas dokształcać zawodowo. Są różne programy, trzeba ich szukać.
- Poza odwagą jest kwestia ryzyka. Z założeniem własnego biznesu wiąże się często wzięcie kredytu, konieczność zaufania obcym, itd. Wiele osób obawia się, że noga może im się „powinąć” i co wtedy...
- Ale może należy się wyzbyć cech typu podejrzliwość, zazdrość i pójść do klubu biznesu, popytać ludzi, którzy mają doświadczenie. Jeśli chcemy otwierać swój biznes, to doświadczenie osób, które już przez to wszystko przeszły, może naprawdę bardzo nam pomóc. Gdy ja zakładałam biznes, nie miałam takich możliwości.
- A jak pani udaje się łączyć życie zawodowe z życiem rodzinnym?
- Tempo mojej pracy było i jest różne. Były okresy, kiedy musiałam pracować bardzo długo i bardzo ciężko. Zdaję sobie sprawę, ze wielu paniom trudno jest to pogodzić. Jeżeli chce się robić biznes na dużą skalę to trzeba przyjąć jakieś założenia. Z czegoś trzeba zrezygnować albo pogodzić się z tym, że np. nie ma mnie 10 godzin w domu a musi być czysto i muszę zarobić jeszcze na panią, która to posprząta. Nie ma sensu zakładać sobie na szyję pętli i mówić, że jestem taka genialna i wszystko sama zrobię, tylko po prostu uwzględnić to w swoich kosztach. I to spowoduje, że pani, która będzie u mnie sprzątać, będzie miała pracę. Nigdy nie miałam takich ambicji, że muszę wszystko sama zrobić. Po prostu pogodziłam się z tym, że niektórych rzeczy nie będę robić, albo sceduję to na kogoś lub nie będę tego miała. Taką mam dewizę życiową: Nie za wszelką cenę. I udaje mi się.
(...)
Więcej w Gazecie Kociewskiej,
która ukazuje się wraz z Dziennikiem Pomorza
na terenie powiatu starogardzkiego.
która ukazuje się wraz z Dziennikiem Pomorza
na terenie powiatu starogardzkiego.
Napisz komentarz
Komentarze