Pierwszym problemem na jaki natrafiło małżeństwo było wejście na SOR z niewłaściwej strony.
Gdy małżeństwo odnalazło właściwe wejście, czekało w kolejce do rejestracji za ciężarną kobietą.
- Ta kobieta rodziła niemal na naszych oczach, zwijała się z bólu. A pani w rejestracji powolutku, paluszkiem jednym stukała w klawiaturę jakby robiła to po raz pierwszy. Szczerze mówiąc, myślałem nawet, że robi to złośliwie. Czekaliśmy jednak cierpliwie, choć nie ukrywam, że nie było to łatwe – słyszymy od naszego Czytelnika.
Mężczyzna odezwał się dopiero wtedy, kiedy ciężarna kobieta weszła na oddział a przed okienkiem do rejestracji zwolniło się miejsce.
- Po odejściu tej rodzącej kobiety odczekałem jeszcze pięć minut, bo pani w rejestracji nadal coś tam sobie pisała. Ale chodziło o zdrowie mojej żony, podszedłem więc do okienka i zapytałem czy dużo czasu jeszcze to zajmie – opisuje nasz rozmówca.
Jak wyjaśnia dalej pan Mieczysław, kobieta odparła, że zajmuje się nadal przyjmowaniem ciężarnej. Według naszego Czytelnika z głębi pokoju, w którym siedziała rejestratorka odezwał się też jakiś mężczyzna stwierdziwszy: „Jak żona źle się czuje, to niech sobie usiądzie”.
Trudny powrót?
Pomimo nerwowego, ciągnącego się niemiłosiernie oczekiwania kobieta została w końcu wpuszczona na oddział. Panu Mieczysławowi kazano czekać na zewnątrz, wpuszczono go do żony dopiero po godzinie 23.
- Żona żaliła się, że nikt jej nie powiedział co się właściwie stało, dlaczego ma takie objawy. Nikt się interesował, nie chciano też odpowiedzieć na pytania odsyłając do innego lekarza – opowiada nasz Czytelnik. – Kiedy skończyła się kroplówka, zaczęła się cofać krew w tym przewodzie. Kiedy żona chciała poprosić aby ją odłączyli, aby mogła wyjść do toalety powiedziano jej, że zaraz ktoś podejdzie. Ale nikt nie przychodził... Zero zainteresowania. Na szczęście, żona wyszła ze szpitala nad ranem, około godziny 6:00. Teraz ma zrobić badania, ale boimy się powrotu do starogardzkiej placówki. To nie powinno tak wyglądać – dodaje pan Mieczysław.
Całość artykułu znajduje się w Gazecie Kociewskiej z dn. 27 sierpnia.
Napisz komentarz
Komentarze