Akcja powieści Anny Sakowicz toczy się w Starogardzie Gd. Autorka jest polonistką, redaktorką, blogerką oraz pisarką. Pochodzi ze Stargardu Szczecińskiego. Od dwóch lat mieszka na Kociewiu. Bohaterka „Złodziejki marzeń” patrzy na miasto oczyma autorki, która także poznaje nowe dla niej miejsce. – Jest taka scena w książce, w której matka z córką po raz pierwszy po przeprowadzce do Starogardu Gd. trafiają na Rynek oraz targowisko i są zdziwione nazwami tych miejsc – opowiada pisarka. – W Zachodniopomorskiem rynkiem nazywa się tutejsze targowisko i one muszą sobie to wszystko usystematyzować. Bohaterki przyglądają się także układowi Rynku, bo dotychczas żyły w mieście, w którym nie było tego typu starówki poprzecinanej uliczkami. Dla mnie także była to nowość. Szkoda, że stylowe kamieniczki są pozasłaniane reklamami.
Radość tworzenia
Dla autorki pisanie powieści było dobrą zabawą. W książce nie zabraknie momentów, przy których czytelnicy będą mogli się pośmiać, ale też pojawią się wątki smutne. – Umieściłam w naszym mieście hospicjum, w którym bohaterka Joanna jest wolontariuszką – mówi pisarka. – Jest ona nauczycielką, która bierze rok urlopu zdrowotnego, aby napisać powieść. Jednak musi przyjechać z córką do Starogardu Gd., aby opiekować się chorą ciocią. Obok kobiet mieszka przystojny sąsiad. Ich losy zaczynają się komplikować. Jest dużo zabawnych scen, m.in. w sex shopie. Moim zdaniem to najśmieszniejszy fragment. Kiedy go pisałam, to śmiałam się do ekranu, mój mąż śmiał się znacznie rzadziej. Powieść przeznaczona jest głównie dla kobiet. Nie lubię określenia „literatura kobieca”, bo to od razu ją deprecjonuje. Jednak z drugiej strony, jesteśmy inaczej skonstruowane niż mężczyźni i co innego do nas trafia.
Napisz komentarz
Komentarze