Jak wyjaśnia Rafał, decyzja o rejestracji w bazie potencjalnych dawców szpiku fundacji DKMS Polska zapadła dość spontanicznie. Stało się to podczas jednej z ogólnopolskich akcji zorganizowanej dla chorego na białaczkę artysty. - W sumie od dawna chciałem zostać dawcą krwi, niestety niewielkie problemy zdrowotne nie pozwalały na to - wyjaśnia Rafał Jachimowski. - Szukałem więc innych form pomocy i tak trafiłem na stronę DKMS Polska. Dopiero w tym momencie dowiedziałem się o całej procedurze oddawania komórek macierzystych i o tym, jak straszną chorobę można dzięki temu wyleczyć – mówi 25-latek.
Na początku było niedowierzanie
Na informację o tym, że jest ktoś na świecie, kto potrzebuje jego pomocy czekał kilka lat. Wiadomość przyszła pocztą elektroniczną, towarzyszyło jej niedowierzanie. Później musiał potwierdzić swoją chęć oddania cząstki siebie. Jak mówi, dzieje się tak dlatego, że wiele osób się rejestruje pod wpływem chwili. Gdy przychodzi moment prawdziwej, ostatecznej decyzji, zarejestrowani w bazie często się wycofują. - Zostałem zarejestrowany na pobranie krwi celem potwierdzenia zgodności. Po badaniach można czekać nawet do 3 miesięcy z informacją, czy jest się zgodnym w 100 proc. czy też nie. W moim przypadku trwało to około dwóch tygodni. Zadzwonił telefon z fundacji, okazałem się być zgodnym dawcą. Padła informacja, iż pobranie szpiku będzie w miejscowości Drezno w Niemczech oraz, że będą mi pobierać szpik z talerza kości biodrowej – mówi 25-latek.
Zabieg trwał około godziny.
Po wszystkim co przeszedł i całym tym niecodziennym doświadczeniu, Rafał jest pewien słuszności swej decyzji. Gdyby musiał podjąć tę decyzję ponownie, nie wahałby się ani chwili. Wśród rodziny i przyjaciół stał się wzorem godnym naśladowania. - Reakcja znajomych i rodziny była zdumiewająca. Traktowali mnie niczym bohatera który uratował świat. Z każdej strony mnóstwo pytań. I co dla mnie najważniejsze - część osób stwierdziła, że też chce pomóc. Nawet ludzie bojący się igieł, bowiem niedawno ruszył projekt Dwa Wymazy & Do Bazy, w którym można zostać Studenckim Ambasadorem Fundacji DKMS Polska – wyjaśnia.
Zapytany o to, czy sam siebie traktuje jako bohatera zaprzecza. - Choć ludzie mnie tak traktują, to sam osobiście uważam, że nim nie jestem. Zrobiłem to co trzeba, to co każdy człowiek powinien zrobić – podzielić się lekarstwem na śmiertelną chorobę. Dla mnie prawdziwym bohaterem będzie ten kto stara się zapobiegać, a nie leczyć – puentuje.
Więcej w aktualnym wydaniu GAZETY KOCIEWSKIEJ!
Napisz komentarz
Komentarze