Czarnobyl – miasto położone 18 kilometrów na południe od elektrowni jądrowej, w której przed ponad 30 laty przez błąd ludzki doszło do olbrzymiej katastrofy. Na skutek wybuchu IV bloku reaktora ewakuowano 50 - tysięczne miasto Prypeć oraz przyległe miasta i wsie. Mieszkańcy opuścili swoje domy zabierając jedynie najpotrzebniejsze rzeczy, z nadzieją, że wkrótce powrócą, a wszystko wróci do normy. Tak się jednak nie stało. Z dnia na dzień miasto opustoszało i stało się niejako skansenem ostatnich lat epoki radzieckiej.
Słychać jedynie bicie serca i śmiech dzieci w wyobraźni
Miasto niegdyś nowoczesne i tętniące życiem. Niemalże nic się nie zmieniło pod względem architektury budynków. Zmieniło się jednak bardzo pod względem krajobrazu. Przekonali się o tym dwaj podróżnicy - bracia Robert i Jacek Trzosowscy, którzy niepowtarzalnością tego miejsca interesują się od wielu lat.
- Zona, czyli 30-kilometrowa strefa wykluczenia, jest ewenementem na skalę całego globu. Po raz pierwszy ludzkość musiała zmierzyć się z tak wielkim problemem, a panika i dezinformacja płynąca z ZSRR potęgowały tylko strach – mówi reporter Gazety Kociewskiej Jacek Trzosowski. - Miejsce to jest niezwykłe z wielu powodów. Jednym z takich, dla którego je wybraliśmy, jest panujący tam spokój. Po wejściu do budynku, w którym jeszcze tak niedawno bawiły się dzieci, a zza okien było słychać śmiech z pobliskiego placu zabaw, dziś nie słychać niczego – niczego oprócz ciszy, bicia własnego serca i wyjątkowego śpiewu ptaków – mówi nasz rozmówca.
Dziecięce maski rozrzucone po salach...
Wiele starszych osób z pewnością wybuch kojarzy z piciem roztworu jodu w postaci tzw. płynu Lugola, młodsi zaś dowiadują się o nim z opowiadań starszych i wiedzy dostępnej dziś w Internecie. Jednak osoby, które były w strefie, najczęściej mówią, że widoku tych miejsc nie oddają żadne fotografie ani słowa.
– Widoki, jakie można zobaczyć w strefie, zapierają dech w piersi. Dziecięce maski przeciwgazowe w przedszkolach, ubranka i zabawki, opustoszałe sale z bogatym wyposażeniem i pomieszczenia, w których maluchy leżakowały, wyglądają tak, jakby jeszcze wczoraj wyszły z nich dzieci. W wielu pomieszczeniach można odnaleźć również pozostawione dokumenty, sporo jest także komputerów i innych różnego rodzaju urządzeń i maszyn. Gdy wejdziemy na któryś z najwyższych budynków, na przykład na tzw. Fujiyamę, widzimy całe miasto, którego nie widać z poziomu ulicy. Te widoki niewątpliwie skłaniają do refleksji. Widać jak przyroda odbiera to, co niegdyś do niej należało – mówi 26-letni podróżnik Robert. - Mieliśmy też okazję odwiedzić miejsca szczególnie ciekawe i niedostępne, takie jak np. szpitalne piwnice, w których pozostawiono silnie napromieniowane ubrania likwidatorów; a także zalane piwnice zakładów Jupiter, kryjące w sobie wiele tajemnic - dodaje.
Więcej o tej niezwykłej wyprawie przeczytacie w aktualnym wydaniu Gazety Kociewskiej!
Napisz komentarz
Komentarze